Dzień dobry Kochani..:-) Na wstępie chcę wszystkim powiedzieć, że czuję się dobrze, jestem po kontroli pooperacyjnej i zdjęciu szwów. Rany goją się, a na zdjęciu RTG wyszło, że nie mam odmy płuc i
Mam na imię Aneta, mam 42 lata, dwójkę wspaniałych dzieci (7 i 9 lat) i kochającego mężczyznę przy sobie. Pod koniec zeszłego roku usłyszałam diagnozę, która zburzyła moje dotychczasowe życie – nowotwór złośliwy piersi z przerzutami do kości, OUN i śródpiersia. Z powodu lockdownu wykrycie raka nastąpiło dopiero w stanie zaawansowanym, potem wszystko potoczyło się szybko – radioterapia mózgu, kolejne sesje chemioterapii, dziesiątki leków, ból i nieustający strach. Już dziś wiem, że muszę być gotowa na kolejne formy leczenia i że będziemy szukać każdego sposobu byle być jak najdłużej Pomóc Anecie można dokonując wpłaty na konto: Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba” Santander Bank 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374 Tytułem: “2850 pomoc dla Anety Chomicz” wpłaty zagraniczne – foreign payments to help Aneta: Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym Kawalek Nieba PL31109028350000000121731374 swift code: WBKPPLPP Santander Bank Title: “2850 Help for Aneta Chomicz” Aby przekazać 1% podatku dla Anety: należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243 oraz w rubryce ’Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1%’ wpisać “2850 pomoc dla Anety Chomicz” Anecie można też pomóc poprzez wpłatę systemem DOTPAY: Podaruj Kawałek Nieba...
Walka z rakiem: mapa układu odpornościowego, immunoterapia. /. Shutterstock. REKLAMA. Opublikowano właśnie pierwszą mapę powiązań i komunikacji między wszystkimi komórkami układu immunologicznego. Dzięki takiej wiedzy mogą powstać nowe terapie raka, chorób zakaźnych i innych schorzeń. Co to jest mapa układu odpornościowego.
Ludzie po ciężkich wypadkach mają rehabilitację, aby zapomnieć o tym co przeszli i by móc życie zacząć od nowa. Mnie o raku do końca życia nie wolno zapomnieć, jeśli nie chcę mieć jego wznowy, muszę ciągle być czujna, bo on przy mnie jest tuż za rogiem, albo jeszcze bliżej, a może już atakuje mnie. Kartka z pamiętnika Już sporo czasu upłynęło od zakończenia mojego leczenia, ale moja walka z rakiem nadal trwa. Niestety po leczeniu nie usłyszałam upragnionych słów ” komórek rakowych nie stwierdzono”, najgorsze, że tych słów od lekarzy nie usłyszę już chyba nigdy. Złości mnie to, że nie wiem kto z nas bardziej przetrzymał silnie trującą chemię, ja czy rak? Czy ja się kiedyś o tym dowiem? Pomału dociera do mnie, że drobnokomórkowym rakiem zostałam naznaczona już do końca życia. Tak naprawdę dopiero teraz moja walka się zaczyna, tylko już sam na sam z rakiem. Lekarz powiedział mi wprost, że u mnie wznowę można rozpoznać tylko po objawach, tylko zapomniał dodać, że nie wiadomo jakich. Jak rozpoznać różnicę w objawach po skutkach dużej dawki chemii, a wznową raka, tego nie wie nikt. Jeśli umrę, to też nikt nie będzie dochodził się w mojej sytuacji przyczyny, czy umarłam z powodu zniszczenia dokonanego przez chemię, czy przez raka, czy może dlatego, że miałam dość życia z rakiem. Nie wiem jak się z tym swoim rakiem i zdrowiem pozbierać, ale jakoś muszę, skoro już tyle przeszłam, to teraz się nie poddam, zastanawiam się tylko po co? Lekarze radzą, że mam normalnie żyć jak do tej pory, tylko zapomnieli już, że ja swoim dotychczasowym normalnym życiem stworzyłam sprzyjające warunki do rozwoju raka, to rak ze wznową będzie miał jakieś problemy? Zmiany w moim życiu już i tak zaszły, bo dokonał tego rak i chemia, problem polega na tym, że zmiany zaszły nie po mojej myśli. Moja pomniejszona pojemność płuc i spalone oskrzela chemią i radioterapią nie pozwalają być mi tak aktywną jak jeszcze niedawno. Po reakcji innych zauważam, że leczenie chemią wielu uważa, że w obecnych czasach to takie nic. Szkoda, że ja nie mogę swojego leczenia tak lekko skwitować, bardzo bym chciała, aby chemia którą przeszłam była sobie ot taka jak farbowanie włosów, ale tak nie jest, poczyniła w organizmie nieodwracalne spustoszenie nawet większe niż zdążył poczynić rak. Walkę z nim zaczęłam od sporządzenia listy co rak lubi, a czego się boi. Teraz to porównuję i powinnam to co rak lubi wyrzucić ze swojego życia i wprowadzić to czego się boi, tylko jak to wcielić w życie? Teoretycznie wszystko jest proste jak budowa cepa, tylko z realizacją mam teraz problem prawie nie do pokonania. Na liście którą mam przed sobą czerwoną kredką zaznaczone jest lubienie raka identyczne jak lubienie mojego „ego”. Te same myśli, przekonania, używki i dietę lubi rak to samo, co moje ego, czyli ja? Wychodzi na to, że rak w moim własnym ego ma potężnego sprzymierzeńca – nie do wiary, jest to moje własne ego!!!!!! To oznacza tylko jedno, muszę podjąć walkę sama ze sobą, a to o wiele trudniejsze niż walka z rakiem. Nie mam wyjścia muszę zrobić listę dla swojego ego co chcę wyrzucić ze swojego życia i jednocześnie co chcę wprowadzić. Moje ego jest dzielne, nie daje się zastraszyć, zakrzyczeć, jest mądre i wydaje mu się, że chroni słusznej sprawy. Akceptację mam już za sobą, to teraz na początek muszę przekonać swoje ego, aby mnie nie przeszkadzało w wprowadzanych zmianach, bo jest to konieczne, jeśli żywcem nie chcemy być pożarte przez raka, muszę stworzyć środowisko którego on nie znosi. Aby nie zwariować, czy zgłupieć i jakoś się pozbierać i siebie ogarnąć, na kartce papieru misternie nakreślam prosty plan działania, który tak naprawdę sprowadza się do tego, że zaczynam robić to czego do tej pory nie robiłam i zmieniam swoją dietę ograniczającą spożywanie tłuszczów. Jest to wbrew zaleceniom dietetyków, ale co ja mam do stracenia, wznowa jest tuż za rogiem, aby mnie dopaść i zabić. Jak się jest zdrowym, to wydaje się, że nawet trujące substancje i niezdrowy tryb życia jest nieszkodliwy, a jak się umiera na śmiertelną chorobę, to okazuje się, że normalne jedzenie może być szkodliwe. Irena Marzena Erm – moja walka z rakiem. Choroba nowotworowa to ciężka walizka, którą ciągniemy za sobą i która spowalnia nasze kroki, ale sami możemy zdecydować, co z niej wyrzucić, aby było nam lżej. Tylko czego się pozbyć? Co może przydać się na drogę? Złość? Wygórowane ambicje? Poczucie bycia skrzywdzonym? Raczej nie Historia Kochani z całego serca dziękuję za wsparcie, jakie dostałam od Was w roku 2021 i za każdy 1 %, który pomógł mi walczyć z chorobą. Dzięki Wam mogłam odbywać regularną rehabilitację, która znacznie poprawiła mój stan fizyczny i psychiczny. Obecnie jest stabilnie, a leki skutecznie blokują rozwój choroby. Przerzuty w kości śpią, a te w wątrobie uległy zmniejszeniu. Podobnie zmiany na opłucnej i w węzłach nadobojczykowych. Powiększone pozostały tylko węzły śródpiersia. Leczenie działa bardzo dobrze i pragnęłabym, aby było tak jak najdłużej. Mam świadomość, że jestem pacjentką paliatywną i, że nigdy już nie będę zdrowa. Marzę jednak o długim życiu i bardzo bym chciała, aby choroba zatrzymała się na lata. Wierzę, że to możliwe. Na co dzień prowadzę stronę na Facebooku: Karolina Moja Walka z Rakiem piersi, gdzie opisuje życie z chorobą, wspieram inne kobiety na początku ich drogi z rakiem i uświadamiam, zachęcając do badań. Kocham podróże, mam kochającego męża oraz grono wspaniałych ludzi, za co jestem ogromnie wdzięczna. W tym roku, tak jak w poprzednio potrzebuję Waszego wsparcia, ponieważ koszty związane z kompleksowym leczeniem są ogromne. Chciałabym kontynuować rehabilitację i odbywać konieczne wizyty u specjalistów, badania i nadal przyjmować leki, których działanie znacznie poprawia jakość mojego życia, ale niestety nie są refundowane przez NFZ. Dlatego też z całego serca proszę o wsparcie i 1%, który pomoże mi w walce. Za każdy grosz wpłacony na moje subkonto dziękuję z całego serca już teraz. Życie Kocham nad Życie. *** Mam na imię Karolina, w 2018 roku zachorowałam na raka piersi z przerzutem do węzła chłonnego. Miałam radioterapię i hormonoterapię. Miałam plany, chciałam zostać mamą. Niestety rak kolejny raz pokrzyżował mi plany i po trzech latach wrócił dając przerzuty do wątroby, opłucnej, węzłów nadobojczykowych oraz kości. Myślałam, że tego nie udźwignę, załamałam się psychicznie a moje myśli zabijały mnie każdego dnia. Musiałam wiele przepracować w swojej głowie. Na co dzień prowadzę stronę na Facebooku: Karolina moja walka z rakiem piersi. Na stronie opowiadam o swoim leczeniu oraz wspieram inne kobiety, które są na początku swojej drogi. Obecnie czekam na leczenie, które rozpocznę w kwietniu. Czasem czuję się dobrze, a innym razem ból jest tak silny, że cały dzień leżę. Chcę walczyć i leczyć się, wesprzeć organizm, zadbać o duszę i umysł oraz system odpornościowy. Do tego potrzebuję środków. Z całego serca dziękuję za każdą wpłatę, dzięki której wygram z tym cholerstwem… Bo cuda się zdarzają a ja w To wierzę. Zbieram na: dojazdy, badania, konsultacje psychologiczne, konsultacje medyczne (w tym stomatologiczne), suplementy, leki (w tym Xgevę), sprzęt rehabilitacyjny. DZIĘKUJĘ ♥️ Wpłat można dokonywać na subkonto podopiecznego: Fundacja Rak’n’Roll. Wygraj Życie! PL81 1600 1462 1893 9704 1000 0118 z dopiskiem: „dla Karoliny Rybak” Dane do przelewów z zagranicy: Fundacja Rak’n’Roll. Wygraj Życie! IBAN: PL81 1600 1462 1893 9704 1000 0118 z dopiskiem: „dla Karoliny Rybak” Wsparcie Podopiecznego przez PayU lub PayPal jest odzwierciedlane na pasku postępu zbiórki w codziennych aktualizacjach. Jeśli wybierzesz przelew tradycyjny, Twoja wpłata zostanie odzwierciedlona na pasku w przeciągu 2 dni roboczych. Możesz pomóc przekazując swój 1%:KRS: 0000338803cel szczegółowy: „dla Karoliny Rybak” Dziennik Wypłaty Aktualizacja celu i wysokości zbiórki, zgodnie z potrzebami związanymi z roczną terapią. dojazdy, inne, leki&suplementy dojazdy, inne, leki&suplementy dojazdy, badania i konsultacje specjalistyczne koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa, dojazd do placówki medycznej, badania leczenie stomatologiczne na zalecenie lekarza onkologa dojazdy do placówek medycznych, wizyta lekarska leki, specjalistyczna żywność koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa, dojazdy do placówek medycznych, leki, konsultacja dietetyka klinicznego koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa, dojazd do placówki medycznej dojazd do placówki medycznej udział w terapii Simontona koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa dojazd do placówki medycznej leczenie stomatologiczne na zalecenie lekarza onkologa, dojazd do placówki medycznej leki, dojazd do placówki medycznej koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa dojazd do placówki medycznej leki, zastrzyki, suplementy koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa, leki, specjalistyczne badania, dojazd do placówki medycznej koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa dojazd do placówki medycznej, koszt zajęć ruchowych zaleconych przez lekarza onkologa dojazdy do placówki medycznej dojazd do placówki medycznej dojazd do placówki medycznej konsultacja psychologiczna leki, specjalistyczna żywność FundacjaRak’n’Roll. Wygraj Życie! Al. Wilanowska 313A 02-665 Warszawa NIP: 9512296994 zobacz na mapie 22 841 27 47 biuro@
Aż tu nagle jak grom z jasnego nieba spadł na mnie cios od życia w postaci nowotworu złośliwego jajnika . Raptem moje życie zaczęło toczyć się pod dyktando choroby: badania, tomografy, itd. Trafiłam do Wielkopolskiego Centrum Onkologicznego w Poznaniu, gdzie rozpoczęła się moja walka z rakiem i czasem jednocześnie.
W październiku 2019 roku zaczęłam walkę z rakiem piersi. Pół roku chemii, potem dwie operacje, radioterapia, nierefundowany lek uzupełniający kadcyla- to dużo "przygód" i wysiłku, zwłaszcza w czasach covidu. Dałam radę. Radość trwała raz kolejny muszę Was poprosić o pomoc. Jest to tym bardziej trudne, bo mocno wierzyłam w to, że pokonałam raka na dobre. Niestety, w ciągu dwóch miesięcy od zakończenia leczenia okazało się, że mam przerzuty. Rak wygoniony z piersi znalazł sobie miejsce w kościach i nie chce odpuścić. Wiemy, że gdyby nie kadcyla, mogłoby być gorzej. Nie zmienia to faktu, że jednak różowo nie jest. Zajęty jest kręgosłup, kości miednicy, kości udowe, kości klatki piersiowej i barku. Tempo i czas rozrostu są przerażajace, ale jest leczenie, i tego się chwilę obecną, za niecały miesiąc miałam wracać do mojej ukochanej pracy- do dzieci. Czy i kiedy wrócę- nie wiem. Szukamy z lekarzem najlepszego leczenia. Rak po raz kolejny w krótkim czasie skomplikował mi życie i plany :( Cały czas staram się myśleć pozytywnie, ale wizja kosztów leczenia spędza mi sen z powiek, dlatego zdecydowałam się prosić po raz kolejny o pomoc. Dzięki uzbieranym środkom będę mogła nie martwić się o dojazdy, faktury z apteki, konsultacje u lekarzy bądź dodatkowe koszty leczenia. Wiem, że proszę o dużo i wierzcie mi, nie jest mi z tym łatwo, ale moja wola życia jest silniejsza niż rak i jestem w stanie zrobić wszystko, by dziada zniszczyć. Z góry dziękuję za każdą pomoc!!!
Katarzyna Chlipala is organizing this fundraiser. 8/08/2022 POLISH version is available below after ENGLISH. Dear Ladies and Gentlemen, We would like to ask you for help in the fight against the cancer that our mother, Katarzyna Chlipala has been struggling with for two years. Her health has deteriorated in recent months so it is now a big fight.
,,Nigdy nie wiesz, jak silny jesteś, dopóki bycie silnym nie stanie się jedynym wyjściem, jakie masz”. Mam na imię Anna. Moja „przygoda” z rakiem rozpoczęła się na początku 2013 r. Najpierw zrobiłam kontrolne badania krwi, w tym hormony tarczycy. Większość w normie. Znajoma lekarka namówiła mnie, żebym tak dla siebie wykonała badanie usg. I od tego momentu machina ruszyła. W usg wyszedł podejrzany guz, potem biopsja, druga biopsja, seria badań, pobyt w szpitalu i wstępna diagnoza rak rdzeniasty tarczycy z przerzutami. W lipcu 2013 operacja usunięcia tarczycy w Zgierzu. Po operacji obudziłam się z niesprawną ręką. Myślałam że to chwilowe, ale niestety nie. Mam uszkodzoną górną część splotu ramiennego barku prawego. Od tamtej pory jestem osobą niepełnosprawną. Przez Zespół ds. Orzekania o Niepełnosprawności mam ustalony stopień niepełnosprawności w stopniu znacznym. Jednak moim głównym schorzeniem jest nowotwór tarczycy. Jest to jeden z tych nowotworów, które gorzej się leczy. Podstawowe leczenie to usunięcie guza. W przypadku gdy nowotwór zdążył się już przerzucić sytuacja się komplikuje. U mnie przerzuty są już w wątrobie, płucach i kościach. Przeszłam kilka terapii. Leczenie jodem, chemioterapię. Wszystko to mocno obciążyło mnie finansowo. Obecnie jestem w trakcie przyjmowania leku Caprelsa w ramach RDTL (Ratunkowego dostępu do technologii lekowych). Niestety lek powoduje wiele skutków ubocznych, co wiąże się z dodatkowymi wydatkami na inne leki, suplementy. Oczywiście powinnam być cały czas poddawana rehabilitacji ręki, ponieważ pogłębia się zanik mięśni, nasilają się bóle. W ramach NFZ nie można liczyć na zbyt wiele, a koszt rehabilitacji w prywatnym gabinecie jest dla mnie za wysoki. Obecnie mieszkam w wynajętym pokoju i utrzymuję się sama. Nie mogę liczyć na pomoc rodziny. Moi rodzice sami są w trudnej sytuacji finansowej. Są już po sześćdziesiątce i sami wydają sporo na swoje lekarstwa. Pomóc Annie można dokonując wpłaty na konto: Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba” Bank BZ WBK 31 1090 2835 0000 0001 2173 1374 Tytułem: “1107 pomoc dla Anny Kluczewskiej” wpłaty zagraniczne – foreign payments to help Anna: Fundacja Pomocy Dzieciom i Osobom Chorym “Kawałek Nieba” PL31109028350000000121731374 swift code: WBKPPLPP Bank Zachodni WBK Title: “1107 Help for Anna Kluczewska” Aby przekazać 1% podatku dla Anny: należy w formularzu PIT wpisać KRS 0000382243 oraz w rubryce ’Informacje uzupełniające – cel szczegółowy 1%’ wpisać “1107 pomoc dla Anny Kluczewskiej” Annie można też pomóc poprzez wpłatę systemem DOTPAY: Podaruj Kawałek Nieba... Cytaty do rozpoznania z testów maturalnych. CHOCHOŁ To drugi CZAR! (A zaklęte słomiane straszydło, ująwszy w niezgrabne racie podane przez drużbę patyki – poczyna sobie jak grajek-skrzypek – i – słyszeć się daje jakby z atmosfery błękitnej idąca muzyka weselna, cicha a skoczna, swoja a pociągająca serce i duszę usypiająca, leniwa, w omdleniu a jak źródło krwi żywa Wszystkim osobom, które wspierają mnie w walce z chorobą: rodzinie, znajomym, samorządowcom, lekarzom, mieszkańcom Leśnicy, kolegom z pracy i ludziom o dobrym sercu chciałem serdecznie KurzałPamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. To był sierpień 2007 roku. Miałem tylko zmienić koszulę, bo ukrop w tym dniu był niesamowity. Zrzuciłem z siebie ubranie i wtedy żona zauważyła niewielkie zmiany na skórze. To była mała, ledwo widoczna grudka w okolicy piersi. Zacząłem się zastanawiać, co to może być. Początkowo chciałem machnąć na to ręką. Myślałem: "Ludzie nie takie problemy mają i do lekarza nie chodzą, a ja miałbym się niewielką grudką przejmować". Ale to nie dawało mi spokoju. Zacząłem szukać w poradnikach informacji, co to może być. Skontaktowałem się ze znajomym lekarzem. Ten od razu wysłał mnie do Opolskiego Centrum Onkologii na Katowicką. W wąskim korytarzu kliniki na krzesłach czekało kilka osób. W końcu przyszła moja kolej. Chwyciłem za klamkę, wszedłem do środka i pokrótce powiedziałem lekarzowi, o co chodzi. Że dobrze się, czuję i w ogóle mi nic nie dolega. Tylko ta grudka... Lekarz spojrzał na mnie fachowym okiem. - Jak to wygląda? - zapytałem - Nie najgorzej, ale musimy jeszcze zrobić badania - odparł wszystko potoczyło się jak błyskawica. Prześwietlenie, tomograf i decyzja lekarzy, żeby usunąć to operacyjnie. To miał być rutynowy zabieg. Ale ani ja, ani lekarze nie wiedzieli jeszcze wtedy, że najgorsze dopiero jak wyrok Zabieg miałem w listopadzie 2007 r. w Opolu. Niby wszystko poszło dobrze. Jeszcze tylko rozmowa z ordynatorem, kilka dni w szpitalu i będę mógł wrócić do domu - myślałem sobie. Ale wtedy nie znałem jeszcze wyników. Ordynator przyszedł do mnie na rozmowę. Spojrzał na jakieś papiery i zmarszczył czoło:- Coś nie tak, panie doktorze? - rzuciłem nieśmiało, przeczuwając, że dzieje się coś złego - Niestety, zmiany są dużo większe, niż wyglądało to na początku. To chłoniak - stwierdził słowa zabrzmiały dla mnie jak wyrok... Nowotwór węzłów chłonnych. Bardzo złośliwy i na dodatek w zaawansowanym jak to było możliwe? Przecież ja - zdrowy jak ryba! Żadnych objawów. A tu? Tak nagle? To nie mogą być moje wyniki... Ta wiadomość spadła na mnie jak grom z jasnego nieba. W ułamku sekundy kotłowały się w głowie setki pytań. Bo co ja teraz mam zrobić? Na ten tydzień tyle ważnych spraw do załatwienia, poumawiane spotkania. Jak się tego cholerstwa pozbyć? Hubert Kurzał przestaje na chwilę opowiadać. Siedzi w fotelu we własnym gabinecie, wpatruje się w Lekarze mówią, że powinienem teraz odpoczywać w domu - uśmiechnął się. - Ale jak mam siedzieć spokojnie, wiedząc, że czeka na mnie tyle roboty? Przychodzę więc do pracy i staram się robić swoje. Burmistrz zwraca głowę w kierunku sterty leżących na biurku papierów. Obok stoi upita do połowy filiżanka z herbatą. Czarna - bez cukru ani cytryny. Taka, jaką Hubert Kurzał pije od zawsze (kawa - broń Boże!). Burmistrz upija kolejny Staram się cieszyć każdą chwilą mojego życia - mówi. - Pan nawet nie ma pojęcia, jak taka choroba potrafi człowieka zmienić. Coś trzeba z tym zrobić Gdy dowiedziałem się, co mi dolega, nie wiedziałem, co z sobą zrobić. Bo jak to? Mam nagle wrócić do Leśnicy i oznajmić wszystkim, że jestem chory? Co na to powiedzą ludzie? Burmistrz - ten, co powinien być twardy, wszystkim pomagać, nawet ze sobą nie potrafi sobie poradzić...Na szczęście moje rozterki nie trwały zbyt długo. Z Opola trafiłem do kliniki w Warszawie, a później do Katowic. Tam zaopiekowała się mną doktor Małgorzata Kopera - młoda, bardzo sympatyczna pani, która podeszła do wszystkiego fachowo. - Nie można tak tego zostawić - dowiedziałem się. - Inaczej nowotwór rozejdzie się po całym zaatakowało układ immunologiczny. Mojego "osobistego lekarza", który dotychczas dobrze sobie radził z wirusami i bakteriami. Ale nie wiadomo, jak długo układ odpornościowy jeszcze wytrzyma. Choroba może się rozwinąć, a wtedy... Doktor nie dała mi snuć czarnych scenariuszy. Po przejrzeniu moich wyników zaproponowała kilka sposobów, żeby przywrócić mi zdrowie. Zapoznała z zagrożeniem i komplikacjami, jakie grożą po terapii. Jednak decyzję musiałem podjąć sam. Po powrocie do domu zaczęło się nerwowe wertowanie książek. Szukałem każdej, nawet najmniejszej informacji o swojej chorobie. Człowiek w takich chwilach chce w jednym momencie wiedzieć wszystko. Może internet? Tam wyszukiwarka, fora internetowe i... zgroza. Ludzie wylewają swoje żale i opisują najcięższe przypadki. Czytam o cierpieniu i braku jakichkolwiek szans na przyszło załamanie. Zacząłem robić sobie rachunek sumienia. Zastanawiać się, czy to, co w życiu zrobiłem, wystarczy, żeby trafić "na górę". Na szczęście to trwało bardzo krótko, a rodzina i mnóstwo sympatycznych ludzi pomogło mi wziąć się w garść. Nigdy nie kryłem się ze swoją chorobą. W jego gabinecie słychać tylko tykanie zegara. To jedna z wielu rzeczy, jaka wisi na ścianie. W centralnym miejscu patrzy z obrazu Jan Paweł II. Obok szafy, w której burmistrz gromadzi swoje puchary i To wiara i życzliwość wielu ludzi dają mi siłę, żeby walczyć o życie. Od samego początku wszyscy mnie wspierają. Znajomi poklepują po ramieniu, że będzie dobrze, a ksiądz zawsze dobrym słowem pocieszy. Ale zauważyłem, że wielu ludzi w naszym kraju choruje w samotności. Wstydzą się swojej choroby, tak jakby zrobili coś złego i przez to byli gorsi. Panuje taka dziwna mentalność. Ludziom łatwiej jest się przyznać, że coś ukradli, niż powiedzieć bliskim o swojej chorobie. A przecież wielu z nas ma jakieś dolegliwości. Łatwiej jest z nimi walczyć, gdy ma się wsparcie ma chemioterapia W końcu podjąłem decyzję - wezmę tę chemioterapię, o której mówiła doktor, i wytępię to świństwo raz na zawsze. Terapia ma sprawić, że nowotwór nie odezwie się tak szybko. Po cichu liczę, że da mi spokój przynajmniej do był styczeń 2008 r. Wsiadłem w samochód i pojechałem do Katowic. Dalej poszło już gładko. Łóżko, jakaś aparatura i szybkie badanie. Potem jeszcze kilka pytań o zdrowie. Pielęgniarka wbiła do żyły duży wenflon i zaczęło się. Dostałem pierwszą kroplówkę z chemią. Zeszła. Po niej następna. Znów pusta. Pielęgniarka przypięła kolejną. Po godzinie zaczęło mi się trochę kręcić w głowie. - Był pan kiedyś na Górze św. Anny? - zagaduję do pacjenta, który leży na łóżku koło mnie. Ale jest mniej chętny do rozmowy. Chyba faszerują go tą chemią od dłuższego czasu. Zagaduję więc do pielęgniarki i pytam, czy oglądała już foldery o Leśnicy, które jej przywiozłem. Chemię bierze się przez dwa dni. W tym czasie trzeba się czymś zajmować. Po przyjęciu wszystkich kroplówek człowiek zostaje w klinice kilka godzin na obserwacji, a później ktoś musi go zabrać do domu. Jest się w takim stanie, że ciężko nawet nogami ruszyć. Na szczęście miałem wsparcie najbliższych i lekarza rodzinnego, który po mnie przyjechał. Tego dnia z trudem wsiadłem do samochodu. A najgorsze zaczęło się dopiero w domu. Opadłem z sił. Myślałem, że to już koniec. Mimo że lekarze powtarzali: chemia to nie witamina - myślałem, że coś poszło nie tak. Siły odzyskałem dopiero po trzech dniach leżenia w domu. Generalnie każdy dzień zaczynał się od spałaszowania garści tabletek. Później starałem się jeść, żeby dojść jakoś do siebie. Byłem słaby, a z moim ciałem działo się coś dziwnego. Ja tyłem! Mimo że mój organizm był na wyczerpaniu, przybierałem na wadze! - To od sterydów - wyjaśniali lekarze. - Chodzi o to, żeby teraz wzmocnić pierwszej chemii przybrałem na wadze 7 kg. W lustrze nie poznałem własnego odbicia. Włosy wypadały mi z głowy garściami. Z bujnej brody zostały tylko było wszystko ogolić. Ale jakoś nie potrafiłem się z tym pogodzić. Ja w życiu tylko dwa razy byłem taki łysy! Pierwszy raz zgoliłem brodę w 1981 r. podczas stanu wojennego, ze względu na godzinę policyjną. Wtedy kto nie chciał dostać pałą, jak go legitymowali, na zdjęciu w dokumencie musiał wyglądać identycznie jak w rzeczywistości. Drugi raz ogoliła mnie armia. Potraktowali mnie maszynką z góry na dół. Ale jak tylko mnie z woja wypuścili, znów broda wróciła na swoje miejsce. Klinika jak drugi dom Pierwsza chemia dała mi naprawdę popalić. Mimo to starałem się być cały czas na bieżąco z tym, co dzieje się w gminie. Nie wyłączałem telefonu. Niektórzy dzwonili do mnie i załatwiali przeróżne sprawy. O mojej chorobie chyba nawet nie wiedzieli. Dużo spraw ciągnęli do przodu pracownicy urzędu. Mam naprawdę kadrę fachowców, która robi swoje, nawet jak mnie nie ma. Gdy doszedłem trochę do siebie, wróciłem do swojego gabinetu. To nie było łatwe. Liczyłem każdy schodek, zanim dotarłem na pierwsze piętro. Po takim wysiłku zawsze dostawałem Jak zdrowie, panie burmistrzu? - pytali na korytarzu. - Dziękuję, dobrze. Tylko ten fryzjer trochę spieprzył robotę - starałem się wszystko obracać w jestem optymistą. To pomaga mi w walce z chorobą. Bo jak mówią lekarze, 50 procent sukcesu leży w lekach, a druga część w psychice pacjenta. Jeżeli ktoś nie wierzy, że może z tego wyjść, to tak, jakby już położył się do gdy nabrałem sił, znów trzeba było tam jechać do tej kliniki. Łóżko, kroplówka i podpięta chemia. Pani pielęgniarka znów wymieniała kroplówki jedna za drugą. Gdy wracałem do domu, scenariusz był ten sam. Przez przynajmniej trzy dni dochodziłem do siebie. Później wracałem do pracy. Drugą chemię przyjąłem już spokojniej. Ale jak tylko trochę organizm się wzmocnił, znów musiałem się stawić w klinice. Nie było miesiąca, żebym nie widział się z moimi lekarzami. W międzyczasie były dziesiątki badań. W końcu w styczniu tego roku przyszedł czas na zebranie wyników i podsumowanie. - Wszystko idzie w dobrym kierunku - powiedziała doktor Kopera, przeglądając chciałem jej jednak wierzyć. Takie są czasy, że dla dobra pacjenta lekarze robią go czasami w konia. Jak już nie ma szansy na odratowanie, mówi mu się, że wszystko jest dobrze. A ja nie chciałem usłyszeć tylko słowa "dobrze". Chciałem znać prawdę. Najprawdziwszą prawdę, choćby miała być dla mnie bolesna. - Pani doktor, oczekuję, że będzie pani ze mną szczera - powiedziałem Wyniki są dobre - powtórzyła. - Ale to nie koniec walki z się, że tego raka udało się wytępić, z tym, że jego cząsteczki nadal mogą być w organizmie. Mogłem w tym momencie zaprzestać terapii i mieć spokój na kilka lat. Ale to było rozwiązanie połowiczne. Taka prowizorka. Żeby wszystko doprowadzić do końca, musiałem się zdecydować na autoprzeszczep. A to miało być najbardziej męczące. Jak będzie, to się okaże Termin przygotowania do autoprzeszczepu w klinice wyznaczyli mi na luty tego roku. Tego dnia wystarczyło podpisać lekarzom dokumenty in blanco i już mogli robić ze mną, co chcieli. W klinice pielęgniarka wkłuła mi do piersi ogromy wenflon. A dokładniej - metalową rurę. Przez taki otwór to oni mogli we mnie wlać nawet wiadro wody! Ale starałem się być spokojny. Wiedziałem, że ten autoprzeszczep to nie wypad na klinice lekarze wlali we mnie 23 butelki z kroplówką. Wyglądało to tak, jakby chcieli wypłukać wszystko z mojego organizmu. Medycy co kilkanaście minut oglądali mnie z każdej strony. Otwierali nawet szczękę i patrzyli, czy się czasem jakiś ząb nie psuje. Podobno w takim stanie nawet najmniejsza bakteria mogła mnie zabić. Po tych wszystkich procedurach dostałem serię zastrzyków. Zastrzyk miał pobudzić mój szpik kostny. Chodziło o to, żeby mój organizm wyprodukował jak najwięcej płytek krwi, które lekarze mogli pobrać. Podłączono mnie do jakiejś wirówki, która przepompowała całą krew. Później przyszedł czas na 1:0 dla Opolszczyzny! - powiedziała ordynator Małgorzata oznaczało, że wszystko poszło zgodnie z planem. Za pierwszym razem udało się pobrać wystarczającą ilość ciałek, którą lekarze będą mogli mi już osiemnasty rok, jak rządzę tą gminą. W tym czasie naprawdę sporo widziałem. Ale dopiero teraz zrozumiałem, jak niektórzy ludzie cierpią, walcząc o własne życie. To wszystko, co działo się ze mną w ostatnim czasie, bardzo mnie zmieniło. Zacząłem bardziej krytycznie patrzeć na świat materialny, a baczniej zwracać uwagę na sferę duchową. Czy mi się uda wygrać z tą chorobą? Tego nie wiem. Wszystko okaże się 20 kwietnia tego roku. Na ten termin mam się zjawić w klinice, żeby dostać moje komórki z powrotem. A co będzie dalej? Tego nie wiedzą nawet lekarze. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze i zakończę moją terapię, na pewno spotkam się ze wszystkimi znajomymi. W ostatnim roku bardzo zaniedbałem takie kontakty. A w pracy będę chciał ruszyć pełną parą. W końcu czeka na mnie tyle rakiem można wygrać, wierzę w to. Zdecydowałem się opowiedzieć o mojej chorobie z nadzieją, że jeśli tym pomogę choć jednej osobie, to znaczy, że było warto. qMHUSHz.
  • 42iwjp8rl3.pages.dev/310
  • 42iwjp8rl3.pages.dev/207
  • 42iwjp8rl3.pages.dev/8
  • 42iwjp8rl3.pages.dev/310
  • 42iwjp8rl3.pages.dev/261
  • 42iwjp8rl3.pages.dev/378
  • 42iwjp8rl3.pages.dev/362
  • 42iwjp8rl3.pages.dev/140
  • 42iwjp8rl3.pages.dev/332
  • moja walka z rakiem